Powrót z maleństwem do domu, to chwila wymarzona i wytęskniona. I chociaż 9 miesięcy ciąży wydaje nam się czasem bardzo długim, to natura dała nam go nie bez przyczyny. W tym okresie możemy się przygotować do narodzin dziecka psychicznie, fizycznie ale i organizacyjnie. Bo to właśnie dobra organizacja umożliwi nam, w miarę bezstresowe przeżycie, kilku pierwszych tygodni z pociechą w domu (piszę w miarę bezstresowe, ponieważ niepokój i nerwy pojawią się choćby nie wiem co :)).
Łatwiej jest rodzicom, którzy pomoc babci mają zagwarantowaną. Lecz wierzę, że ci w mniej dogodnej sytuacji, powinni bez problemu dać sobie radę. Dzięki kilku życzliwym radom, podpowiedziom i doświadczeniu.
Zacznijmy od…. zamrażarki (a to niespodzianka, prawda?), którą postanowiłam zacząć zapełniać miesiąc przed terminem porodu. Mąż Mój do samodzielnego kucharzenia nie wykazuje zapędów ani talentu, ale jako pomoc kuchenna sprawdza się całkiem dobrze: zrobi zakupy, obierze ziemniaki, pokroi cebulę – wykorzystałam to bez skrupułów. Przygotowałam potrawy bardziej pracochłonne, które można po zamrożeniu przechowywać dłuższy czas (pierogi, kluski śląskie, kopytka, leczo), a do spożycia nadają się po rozmrożeniu i podgrzaniu.
Zamiast gotować obiad mogłam odpocząć z maleństwem, lub zwyczajnie zająć się jakąś inną pracą, a tej przy małym dziecku zawsze jest dużo. Natomiast już po narodzinach Młodego, za punkt honoru wzięłam sobie to, żeby robić wszystko w miarę na bieżąco, nie odkładać pracy na jutro. Szanowny małżonek w pracy, więc większość musiałam robić sama. Aczkolwiek prasowanie mógł własnoręcznie wykonać przy oglądaniu meczu.
Zawsze twierdziłam, że najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze (i zwykle najtańsze), do takich zaliczam tzw. niezbędnik. Może nim być mała wiklinowa komódka z szufladami, plastikowy stojak z półkami lub mata z kieszeniami. Stojak stał przy łóżeczku, przebierając dziecko nie musiałam chodzić po mieszkaniu i zbierać potrzebne mi rzeczy, w jednym miejscu były chusteczki nawilżane, pieluchy, krem itp. Unikałam w ten sposób sytuacji, w której musiałabym zostawić pociechę samą na przewijaku – miałam wszystko pod ręką.
Dziś już wiem i jestem z tego naprawdę dumna, że daliśmy sobie radę wcale nie najgorzej. Pewnie można było lepiej, ale co tam. Oczywiście nie udało nam się uniknąć pewnych błędów, ale kto ich nie popełnia. Sądzę, że moim dużym błędem było to, iż nie korzystałam z pomocy ofiarowanej mi przez obie babcie. Zbyt ambitnie chciałam wszystko zrobić sama, co w późniejszym czasie znalazło odbicie w stanie zdrowia. I w tym tkwi sekret poradzenia sobie po narodzinach potomka, umieć prosić o pomoc i radę.